Śmierć, to jeszcze nie powód, by nie zeznawać
Uchodźcy. Śledztwo. Czyli zombie po polsku
tekst oryginalny: Dana Łukasińska
← home
Gdzie najlepiej ukryje się wariat, który zwiał z wariatkowa po tym, jak wraz z innymi pacjentami “podziękował” ordynatorowi za leczenie ćwiartując jego ciało, które następnie demokratycznie rozlosował wśród szaleńców? Na Wschodzie. W 1919 roku to najlepsza kryjówka. Polska, po ponad stu latach, odzyskała niepodległość. W nowym państwie wszędzie panuje chaos, ale na wschodnich ziemiach jest wyjątkowo dziko, niebezpiecznie i strasznie. Wracają uchodźcy, wypędzeni kilka lat wcześniej przez wojnę. Uznawani za „obcych”, często nieznający języka polskiego, traktowani są jak wrogi element, który zagraża polskiej tożsamości. Szybko przekonuje się o tym samozwańczy Naczelnik Policji Państwowej, który usiłuje zaprowadzić porządek. Tutejsi nie ufają sobie za grosz. Atmosferę podejrzeń podsycają kolejne morderstwa: giną uchodźcy, swoi i napływowi, co rusz ktoś wiesza Żyda. Ofiary, choć zabite na śmierć, same zgłaszają się do Naczelnika na przesłuchanie. Pop ucieka z Ikoną Matki Boskiej, której się tęskni za normalnym życiem, a żywi i zombie powoli budują swoją małą stabilizację. Nic nie jest zwyczajne. Niekiedy więcej życia w umarłych niż w tych, którzy przeżyli. Polska ziemia, mlekiem i miodem płynąca, urodzajna w śmierć i tajemnice gwarantuje, że śledztwo nigdy się nie skończy.
“Aniela, świeć panie nad jej duszo, chłopów była głodna, dupy im dawała siak i na wznak, jak kto chciał…”
“Deniziak, melduję się! Włóczęga, gwałciciel, złodziej, w skrócie żołnierz.”
Fragmenty teksów do pobrania:
← home
Więcej projektów: Teatr – moje teksty